Wywiad z Joanną Mazur: Sportowiec, który nie widzi przeszkód
Jakie to uczucie być najlepszym polskim sportowcem roku?
Joanna Mazur: To bardzo miłe uczucie… i również ogromne wyróżnienie, bo z całego grona sportowców niepełnosprawnych to właśnie my otrzymaliśmy statuetkę. Wiadomo że jako sportowcy mamy założone cele, które realizujemy, ale to było takie dodatkowe wyróżnienie, kiedy zostaliśmy nominowani i później na Balu Mistrzów Sportu, gdy już dostaliśmy statuetkę dla najlepszego sportowca roku. Tym bardziej, że się tego nie spodziewaliśmy. To była dla nas bardzo wyjątkowa chwila. Coś, co do końca życia pozostanie w naszych sercach.
Tę nagrodę zdobyła Pani wraz ze swoim przewodnikiem i trenerem Michałem Stawickim – razem tworzycie zgrany sportowy duet. W ubiegłym roku zdobyliście wspólnie aż trzy medale Mistrzostw Świata – złoto na 1500, srebro na 800 i brąz na 400 metrów. Czy to było trudne zadanie?
JM: Zdecydowanie tworzymy zgrany duet! Jest to nierozerwalny duet. Zawsze podkreślam, że tworzymy jedność, dlatego też bardzo się cieszę, że statuetki dostaliśmy oboje. A czy było to ciężkie zadanie zdobyć trzy medale? Taki był nasz cel i po prostu go zrealizowaliśmy. Długo się przygotowywaliśmy do tych startów na Mistrzostwach Świata. Wszystko było dokładnie przemyślane. Michał podjął się tego wyzwania, żeby nas przygotować, a efektem tego były właśnie trzy medale, i myślę – udany występ.
Współpracujecie z Michałem dopiero dwa lata, ale w tym czasie udało Wam się osiągnąć sukcesy, na które wiele osób pracuje latami. Jak znaleźć takiego przewodnika?
JM: Pracujemy ze sobą stosunkowo niedługo, ale dla nas obojga jest to ogromna pasja. Łączy nas miłość do sportu, dzięki czemu mamy wspólne cele do realizacji. Nie łatwo jest znaleźć przewodnika, a już na pewno takiego, z którym dobrze się rozumiemy. Porozumienie jest istotne przy tego typu pracy, kiedy większość dni w ciągu roku spędza się ze sobą na zgrupowaniach, podczas treningów, wspólnych wyjazdów. Ważne jest, żeby się dogadywać i mieć wspólny cel. My zawsze patrzymy w tym samym kierunku. Mówi się, że nie ma przypadków w życiu. To, że na siebie trafiliśmy to było gdzieś tam z góry zaplanowane. Czasem spotykamy człowieka i od razu wiemy, że będzie nam się dobrze pracowało, a inny razem poznajemy kogoś i wiemy, że się nie dogadamy. W naszym przypadku zdecydowanie była to ta pierwsza opcja.
Kiedy zaczęły się Pani problemy ze wzrokiem?
JM: Od urodzenia miałam problemy ze wzrokiem (ukryta dystrofia plamki – postępująca wada genetyczna), wtedy jeszcze niewykryte, dlatego były one przeze mnie i moich bliskich bagatelizowane. Pierwsze objawy zaczęły wychodzić na jaw dopiero, kiedy poszłam do pierwszej klasy i zaczęłam przepisywać coś z tablicy. Niestety później w okresie dojrzewania wada zaczęła postępować aż doprowadziła do sytuacji, w której jestem obecnie, czyli szczątkowe widzenie tylko świtało-cień.
Dlaczego spośród bardzo wielu dyscyplin sportu wybrała Pani akurat bieganie? I skąd w ogóle pomysł na uprawianie wyczynowo sportu?
JM: Bieganie jest jedną z łatwiejszych form ruchu. To był mój sposób na radzenie sobie z problemami, z tym, że tracę wzrok. Czując zmęczenie fizyczne nie myślałam o tym, co dzieje się z moim wzrokiem. To była dla mnie trochę ucieczka od codzienności. Od tego, że nie radzę sobie z tą sytuacją. Nie rozumiałam tego i zupełnie nie akceptowałam. W ogóle nie dopuszczałam do siebie myśli, że kiedykolwiek mogę całkowicie przestać widzieć. I wtedy zaczęłam biegać, żeby przełamywać swój strach, swój lek. Udowodnić sobie, że panuję nad tym. Jednak zupełnie tak nie było, bo wysiłek fizyczny pogarszał sytuację. Wszyscy lekarze zabraniali mi aktywności, mówili, że jeśli będę trenować, będę narażać swój organizm na tak duży wysiłek, to będę szybciej tracić wzrok. I tak się działo. Musiałam podjąć świadomą decyzję, że będę trenować. Bieganie to moja pasja, w tym się odnajduję – to czyni mnie szczęśliwą. Mimo że tracę szybciej wzrok, to chcę to robić. I tak postanowiłam. Chcę być szczęśliwym człowiekiem, spełniać swoje marzenia, realizować się, chcę biegać coraz szybciej. Konsekwencje tej mojej decyzji bardzo boleśnie mnie dotknęły. Ale to był mój wybór i teraz z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że zrobiłabym tak samo.
Biega Pani z Michałem – swoim przewodnikiem i trenerem. Proszę powiedzieć, jak taki bieg wygląda od strony technicznej. Na czym polega współpraca na linii przewodnik – zawodnik?
JM: Od strony technicznej wygląda to tak, że ja z moim szczątkowym widzeniem, czyli widzeniem światła i kolorów na prawe oko, biegnę z zasłoniętymi oczami. Wszyscy zawodnicy z grupy T11, zawodnicy niewidomi, biegają z czarną opaską na oczach, żeby zupełnie odciąć dopływ jakichkolwiek bodźców wizualnych. Do dyspozycji mam przewodnika, jesteśmy połączeni ze sobą kolejną opaską – ja mam ją zawiązana na nadgarstku, Michał trzyma ją w ręku. Przewodnik podczas biegu w żaden sposób nie może zawodnika napędzać, popychać czy w jakikolwiek sposób pomagać. Zresztą to też byłoby niemożliwe, bo biegnąc na 100% swoich możliwości, każdy dodatkowy element, jak pchnięcie, kontakt powoduje wytrącenie z rytmu, które może skończyć się wywrotką. Takie zachowania są również narażone na dyskwalifikację. Podczas biegu na 800 m do dyspozycji mamy dwa tory, a w biegu na 1500 m – start jest wspólny. Przewodnik musi wpuścić zawodnika pierwszego na metę, ale nie może to być wcześniej niż 10 m przed końcem trasy. Tak wygląda bieg. W kwestii komunikacji, ja nie potrzebuję informacji, kto jest przed nami, kogo mijamy, na którym miejscu się aktualnie znajdujemy, potrzebuję komunikatów: wejście w wiraż, wyjście, prosta – to one są mi potrzebne do tego, by móc pracować ciałem na danym odcinku. Nie skupiam się na tym, czy jestem pierwsza czy ostatnia.
Przewodnik, trener, a może przyjaciel. Michał jest Pani oczami – w takich momentach liczy się zaufanie, prawda?
JM: Zdecydowanie! Te trzy funkcje zawarte są w jednej osobie – w postaci Michała. Zaufanie odgrywa bardzo ważną rolę, ponieważ tylko przy człowieku, któremu w pełni ufamy jesteśmy w stanie pozwolić sobie na wszystko. On zna moje słabości i mocne strony, wie, jakie są moje maksymalne możliwości i jako trener podczas biegu potrafi to bardzo dobrze wykorzystać. Relacja, która łączy te wszystkie funkcje, zdecydowanie jest naszym atutem.
Czy sport w pełni pochłania Pani czas, czy oprócz biegania zajmuje się Pani czymś jeszcze?
JM: Poza sportem moją drugą pasją jest masaż. Dziedzina mojego życia, do której na pewno wrócę, ponieważ również sprawia mi bardzo dużo radości. Ale był taki moment, że trzeba było postanowić, co będę robić tu i teraz. Zrezygnowałam z pracy jako masażysta. Teraz jest czas na sport i to jest jedyny moment w życiu, kiedy mogę go uprawiać, a do rehabilitacji zawsze mogę wrócić. I na pewno to zrobię! Poza tym, jak każdy człowiek, lubię podróże, spacery, poznawać nowe rzeczy, nowych ludzi. Podróżowanie dla mnie to zupełnie coś innego niż wrażenia wizualne – to nowe dźwięki, nowe zapachy, ale też opisy autorstwa Michała lub innych towarzyszących mi osób. Na ich podstawie potrafię sobie zbudować obraz w głowie tego, co znajduje się wokół.
Z jakimi trudnościami musi się Pani zmagać na co dzień? Jako sportowiec, ale i osoba niewidoma.
JM: Na pewno kwestia samodzielnego poruszania się jest dla mnie trudna. W nowych miejscach nie zawsze sobie radzę, przynajmniej nie na początku. Na szczęście mam pamięć przestrzenną i jeśli już poznam dane miejsce, to z czasem potrafię się w nim odnaleźć. Jako sportowiec niepełnosprawny to z czym się zmagamy, to kwestie dostrzegania nas, doceniania naszej pracy, osiągnieć. Problemem jest także temat pozyskiwania sponsorów, ale to dotyczy większości sportowców w naszym kraju bez względu na to, czy są to sportowcy pełnosprawni czy z niepełnosprawnościami.
Tematyka sportu paraolimpijskiego niezwykle rzadko pojawia się mediach. Zawody paraolimpijskie nie są szeroko nagłaśniane. Czy to Pani przeszkadza?
JM: Tak. Powinny być też transmisje z igrzysk paraolimpijskich, z mistrzostw świata bądź mistrzostw Europy. To niestety jest bardzo bolesne, kiedy odbywają się jakieś mitingi w naszym kraju bądź mistrzostwa Polski, a na trybunach jest garstka kibiców. Są to zazwyczaj najbliżsi zawodników, którzy startują. Na Mistrzostwach Świata, gdzie byliśmy, całe trybuny były wypełnione i było słychać mnóstwo polskich głosów. Nasz sport, sport osób niepełnosprawnych, nie wymaga mniejszej ilości pracy, mniejszego zaangażowania. Trenujemy tak samo ciężko jak zawodnicy pełnosprawni, ja z Michałem pracujemy 7 razy w tygodniu bądź 3 razy dziennie, więc dlaczego jest takie przyzwolenie, żeby sport osób niepełnosprawnych był mniej medialny. My staramy się przełamywać pewne stereotypy na temat osoby z niepełnosprawnościami. Chcemy pokazywać, że nasze życie nie jest pasmem nieszczęść, niepowodzeń, ale też mamy dystans do siebie. Tak samo jak sportowcy pełnosprawni my też pokonujemy długą drogę do tego, by osiągnąć sukces. Myślę, że same transmisje byłyby już krokiem w przód, ku temu by docenić sportowców z niepełnosprawnościami, ich ciężka pracę i zaangażowanie. Ludzie mogliby zobaczyć jak wygląda rywalizacja podczas takich zawodów. Według mnie to jest społeczeństwu potrzebne do tego, by przekonać się, że Ci sportowcy to naprawdę fajni ludzie.
Pani Joanno, jest Pani osobą pełną determinacji jak na prawdziwego sportowca przystało! Co mogłaby Pani powiedzieć, tym którzy nie wierzą w siebie i swoje możliwości, stale się poddają…
JM: Warto znaleźć w życiu coś, co sprawia nam radość i nawet, jeśli wszyscy powiedzą, żeby się poddać i czasem sami też tak myślimy, to warto, żeby zwyciężyła właśnie ta rzecz, ta aktywność. Nie wolno bać się robić tego, co nas cieszy, bo życie jest tylko jedno i naprawdę trzeba je wykorzystać na maksa!
Jakie są Pani dalsze plany i marzenia sportowe?
JM: O marzeniach nie mogę mówić, bo jak je powiem głośno, to mogą się nie spełnić. A jeśli chodzi o plany na najbliższy sezon, to za kilka tygodni rozpoczynają się Mistrzostwa Europy, które w tym roku odbywają się w Berlinie. Tam będziemy walczyć o jak najlepszy rezultaty. Przyszły rok jest czasem walki o kwalifikacje paraolimpijskie, będzie dla nas bardzo wymagający, bo będziemy walczyć o to, by móc startować na igrzyskach. By wszytko poszło zgodnie z planem przede wszystkim potrzebne jest dużo zdrowia, determinacji i mojej walki, by się nie poddawać pomimo wszystkich trudności, które każdego z nas spotykają.
Dziękujemy za rozmowę. Życzymy dalszych sukcesów sportowych!