Wywiad z Łukaszem Mamczarzem: Wyskakał rekord świata
Brązowy medal na igrzyskach paraolimpijskich w 2012 roku, cztery lata później czwarte miejsce. A niedawno kolejne wspaniałe osiągnięcie – pobicie rekordu świata w skoku wzwyż. 1 metr 97 cm! Czy mógłbyś o nim opowiedzieć?
Łukasz Mamczarz: Igrzyska to jedna z największych imprez sportowych, do której każdy sportowiec przygotowuje się, jak najlepiej potrafi i wkłada w to, jak najwięcej pracy. Mi udało się w Londynie w 2012 roku zdobyć brązowy medal. Byłem uznawany za faworyta, ale stres był zbyt potężny. Jeżeli chodzi o igrzyska w Rio, to czuję zadowolenie, ale jest i jakiś niedosyt, bo zająłem 4. miejsce – najgorsze dla sportowca. Pierwsze trzy miejsca zajęły osoby, które można powiedzieć, że miały dwie zdrowe nogi – z jedną nogą w pełni sprawną, a drugą niesprawną w 20–30 procentach. U osób, które mają wysokie amputacje cała noga jest w stu procentach niesprawna, wszystko jest robione na jednej nodze, a tym samym całkowicie inny rozbieg, inna technika. Po kolejnych mistrzostwach świata i powtórce wyniku podjąłem decyzję o zmianie trenera. Po zmianie trenera zmieniłem też technikę. Przez 7 lat skakałem na takiego „tygryska”, czyli robiłem przewrót w przód nad poprzeczką. Teraz skaczę klasycznym stylem, czyli na flopa. I rezultaty szybko przyszły. Co do rekordu świata jest to rekord taki nieoficjalny. Ja go pobiłem treningowo, ale wysokość była prawdziwa. Aktualny rekord świata to 1,96m. To był po prostu trening, ale wynik jak najbardziej mnie zaskoczył. I nie tylko mnie, bo filmik, który opublikowałem na moim profilu na Facebooku obiegł cały świat i cieszy się dużą popularnością. Sam byłem w szoku, bo na rozpoczęciu obozu zacząłem skakać od 1,80m. Po 10 dniach zrobiliśmy kolejny sprawdzian – 1,90m jako wynik pierwszej próby. A kiedy się okazało, że jest i 1,92m, podjęliśmy z trenerem decyzję, że atakujemy rekord świata i udało się pobić ten rekord!
Film, który opublikowałeś w mediach społecznościowych, a na którym widać moment pobicia rekordu, zdobył wielką popularność na całym świecie. Oglądając to nagranie nie da się ukryć podziwu. A jakie odczucia towarzyszyły Tobie przy tak spektakularnym osiągnięciu? W sytuacji, gdy pokonuje się własne słabości.
ŁM: Odczucia, które czuje każdy sportowiec, kiedy pobija swoje rekordy – świata czy polski, a nawet swoje prywatne. To jest wiadomo wielki sukces, bo ciężka praca, którą wkładam w treningi, przynosi rezultaty. Co innego, jakby się trenowało, a wyniki byłyby żadne. Wtedy idzie się w kierunku zmiany trenera. Ja zmieniłem trenera i jak widać rezultaty przyszły bardzo szybko – rekord świata, oczywiście nieoficjalny, pobity. Satysfakcja była ogromna! Po wyjściu z treningu pierwsze, co zrobiłem, to zadzwoniłem do dziewczyny, do rodziny – sam nie mogłem w to uwierzyć. Na szczęście wszystko udało się nakręcić. Jak już opadły emocje poskładałem sobie sam ten filmik i wstawiłem na swój profil na Facebooku. Nie wysłałem go do mediów, ale obiegł cały świat.
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem? I dlaczego wybrałeś akurat tę dyscyplinę – skoki w wzwyż?
ŁM: W 2009 roku miałem wypadek na motocyklu. Po tym zdarzeniu lekarze byli zmuszeni amputować bardzo wysoko moją lewą nogę. I w zasadzie można powiedzieć, że od tego wszystko się zaczęło. Choć dryg do sportu miałem zawsze. Wcześniej grałem w siatkówkę. Dużo mi to dało, bo w tej dyscyplinie trzeba być skocznym i dobrze wygimnastykowanym. A dlaczego akurat skoki wzwyż? Po wypadku, kiedy leżałem na oddziale rehabilitacyjnym, moja pani ordynator – bardzo miła, dała mi kontakt do mojego pierwszego trenera, z którym współpracowałem 7 lat. Zostałem zaproszony na pierwszy trening. Na początku nie byłem w stanie sobie nawet wyobrazić, jak technicznie mam taki skok wykonać. Poprosiłem nawet trenera, żeby mi pokazał, jak to zrobić. Wtedy na pierwszym treningu skoczyłem, o ile dobrze pamiętam, 1,45m. Następna próba pokonania już wyższej wysokości skończyła się prawie złamaniem mojego nosa, bo za bardzo położyłem głowę na poprzeczce. Ale nie podłamałem się, powiedziałem sobie, że i tak nie mam nic innego ciekawszego do roboty. Dużo też dało mi wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół, chociażby pomoc przy dojazdach na treningi, czy po prostu ich obecność na samych treningach. Nie ukrywam jednak, że przez parę pierwszych miesięcy nie można było nazwać tego treningiem, raczej rehabilitacją – odbudową tkanki mięśniowej, usprawnianiem własnego ciała. Zajęło mi to bodajże 3–4 miesiące. W połowie stycznia 2010 roku wystartowałem po raz pierwszy w mistrzostwach Polski i zdobyłem swój pierwszy srebrny medal. Były to Halowe Mistrzostwa Polski w Lekkoatletyce. I od tamtego czasu skacze, już 8 lat, i powiedziałem sobie, że przy tym zostanę. Udało się wytrwać.
Można powiedzieć, że wypadek trochę wywrócił Twoje życie do góry nogami. Wiele osób w podobnej sytuacji załamuje się i traci chęć do życia. A Ty podjąłeś się zawodowego uprawiania lekkoatletyki i nie minęło wiele czasu jak zadebiutowałeś na arenie międzynarodowej w skokach wzwyż. Co daje Ci sport?
ŁM: Sport jest moim sposobem na życie. Z tego żyję, z tego się utrzymuję, i całą moją rodzinę. Wiadomo niepełnosprawność w jakimś sensie ogranicza, ale nie stwarza mi też jakichś dużych problemów. Na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie robić coś innego.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze? Co było takim przysłowiowym murem, z którym musiałeś się zmierzyć?
ŁM: Nawet osoba pełnosprawna ma w życiu jakieś trudności – czy w życiu prywatnym, czy w pracy. My jako osoby niepełnosprawne mamy podwójnie, a nawet potrójnie takie mury stawiane. Bariery, ograniczenia na każdym kroku są coraz większe. Zawsze są, w sporcie czy życiu prywatnym, ale staram się z nimi walczyć. Wiele zawdzięczam aktywności fizycznej, usprawniłem się. Bardzo dużo mi dał sport fizycznie – jestem wzmocniony. Na dzień dzisiejszy moja niepełnosprawność w ogóle mi nie przeszkadza w życiu codziennym czy w pracy.
Bycie sportowcem to ciężka praca i wiele wyrzeczeń, ale też ogrom samozaparcia, którego często brakuje. Co mógłbyś powiedzieć tym, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z aktywnością fizyczną? Oraz tym, którzy są w podobnej sytuacji, w jakiej byłeś Ty w 2009 roku.
ŁM: Często spotykam osoby niepełnosprawne, chociażby odwiedzając kliniki czy szkoły. Rozmawiam z nimi i staram się motywować. Ale najważniejsze jest podejście człowieka, pacjenta, jego chęci. Bo jeżeli ja powiem mu ze swojej strony coś, co skieruje go na tę właściwą drogę, a on tylko posłucha i po 5 minutach o tym zapomni, to nie przyniesie to żadnego rezultatu. Posłużę się konkretnym przykładem, mamy teraz nowego zawodnika. Chłopak jest po amputacji nogi, był kompletnie załamany, bez priorytetów na życie. Mówił, że widział moje filmiki – nie mógł uwierzyć, że człowiek o protezie, bez nogi i takie sukcesy…. Pytał: jak to zrobiłeś? Trzy miesiące temu podjął treningi, ale często spotykam się z odpowiedziami z jego strony – ja nie mogę, nie dam rady, to jest niemożliwe. To najgorsze rzeczy, które człowiek sobie wmawia po urazach, po wypadkach, które przeżył. Nie ma rzeczy niemożliwych! Sam to udowadniam. Pierwszym krokiem jest motywacja samego siebie, a kolejnym – samozaparcie, samodyscyplina i wszystkie cechy, które charakteryzują sportowca. Mi to zajęło rok czy dwa, to samozaparcie. Bo nie ukrywam, że na początku chodziłem na treningi tak żeby tylko chodzić, ale samozaparcie plus wsparcie ze strony rodziny, znajomych – to dało mi kopa do działania. Dzięki temu brnę dalej w tym sporcie.
W swojej dotychczasowej karierze sportowej osiągnąłeś bardzo dużo. Ale jak sam przyznajesz nie chcesz spocząć na laurach. Jakie masz plany na najbliższy czas? Czego można Ci życzyć?
ŁM: Po to zmieniłem trenera, żeby te sukcesy były jeszcze większe. Dwa razy czwarte miejsce to nie jest coś, czego się trzeba wstydzić – to duży wyczyn. Ale stale towarzyszy mi niedosyt. Mam nadzieję, że kolejne zawody pokażą, że ta ciężka praca, którą teraz wkładam razem z moim trenerem, przyniesie rezultaty. A najbliższe wyzwanie już we wrześniu – Mistrzostwa Europy w lekkoatletyce w Berlinie – tam będę nie tylko walczył o medal, ale także bronił tytułu mistrza Europy. Jestem dwukrotnym mistrzem Europy! A jak wiadomo łatwiej jest zdobyć tytuł, a ciężej jest go obronić. Kolejne sportowe plany to 2019 rok i Mistrzostwa Świata w Katarze. A mój priorytet to Igrzyska Paraolimpijskie w Tokio w 2020 roku. A czego mi życzyć? Jak to każdemu sportowcowi – zdrowia! Bo jak będzie zdrowie, przyjdą wyniki, to i człowiek jest psychicznie lepiej nastawiony i łatwiej jest trenować… Najlepiej życzyć samego zdrowia.
Łukaszu, dziękujemy za rozmowę – to była prawdziwa przyjemność. Trzymam kciuki za dalsze sportowe osiągnięcia!