Wywiad z Pauliną Woźniak: Bycie motywacją dla innych to najlepsza motywacja
„Bycie motywacją dla innych to najlepsza motywacja!” – można przeczytać w jednym z postów na Twoim facebookowym profilu. Co dla Ciebie znaczą te słowa?
Paulina Woźniak: Myślę, że te słowa mówią same za siebie. Brak motywacji zdarza się każdemu, mnie również. Nie jestem osobą, która cały czas chodzi z uśmiechem na twarzy. Ale kiedy wiem, że w jakiś sposób mogę zdopingować innych, sprawić, że się uśmiechną chociaż na chwile albo wykonają ćwiczenie, którego nigdy jeszcze nie zrobili, to jest to dla mnie największa motywacja, kiedy to ja mam gorszy dzień.
Negatywny odbiór swojego ciała, osoby to obecnie powszechny problem wielu nastolatków. Mają na to wpływ między innymi social media i kreowanych w nich obraz „perfekcyjnego ciała” i „idealnego życia”. Ty zarażasz energią optymizmem. Twoje wpisy na Facebooku pokazują, że masz do siebie duży dystans. Zawsze taka byłaś czy nauczyłaś się taka być?
PW: Nie. Absolutnie taka nie byłam jeszcze rok, dwa, a może pięć lat temu. Nie akceptowałam do końca siebie, może aprobowałam swoją niepełnosprawność, ale nie wiedziałam, ze może być ona moim atutem. Urodziłam się z brakiem ręki i zawsze wyróżniałam się swoim wyglądem na tle dzieci w przedszkolu czy szkole. Nie zawsze spotykałam się z pozytywnym odbiorem mojej niepełnosprawności, bo wiadomo, że dzieci potrafią być szczere, ale i także okropne w sformułowaniach, np. a ty nie masz jednej ręki, to może jesteś inna, gorsza. Ogromną rolę odegrało u mnie pływanie, ponieważ to ono sprawiło, że stałam się pewniejsza siebie, zauważyłam, że mam w sobie talent, którym mogę sobie zrekompensować brak ręki. Zaczęłam zdobywać swoje pierwsze sukcesy, było to i dalej jest całym moim życiem. To zasługa również wieku, mądrości życiowej, bo mając dziś 26 lat na pewno inaczej myślę niż będąc osiemnastolatką, inaczej też na siebie patrzę. Ta pewność siebie cały czas rośnie, ale nie jestem zadufana w sobie, zakochana, bo wiem, jak wyglądam, mam w domu lustro. Nie szczycę się tym, że potrafię o siebie zadbać i dobrze wyglądać. Całe życie budujemy pewność siebie, swoją siłę zewnętrzną. Niestety często spotykam na swojej drodze, teraz tym bardziej jako trener personalny, piękne dziewczyny mające drobne kompleksy, które przysłaniają ich ogromne atuty. To jest przykre, że niestety przez social media nie widzą tego tak, że np. ktoś ma ładny uśmiech, ale ja mam ładne oczy, tylko szukają w sobie na siłę wad, zamiast wydobyć swoje atuty i zalety.
Fokus na sport miałaś chyba od dziecka. Na basen trafiłaś wcześnie, ale chyba nie od razu polubiłaś się z pływaniem…
PW: To zaczęło się w drugiej klasie szkoły podstawowej, gdy miałam 8 lat. Dodatkową, czwartą lekcją wf-u był basen. Nie było tak, że nie lubiłam wody, ale niektóre osoby tak bardzo na mnie krzyczały, że nie słucham ich poleceń, przez co zraziłam się kompletnie. Jak to dziecko, które jest przestraszone i niekomfortowo czuje się w danej sytuacji. Zmieniło się to dzięki moim rodzicom, którzy poświęcali czas w weekendy, żeby zaznajomić mnie z basenem. W 5 klasie szkoły podstawowej bardzo chciałam być siatkarką, niestety po roku uprawiania tej dyscypliny trener stwierdził, że jednak nie nadaje się do jego drużyny, bo mam jedną rękę. Takim sposobem z powrotem wróciłam na basen i trafiłam do trenera, z którym do dziś współpracuję. To chyba on znalazł we mnie taką zajawkę. Pojechaliśmy na pierwsze zawody. Zdobyłam 8 złotych medali na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży. Wygrywanie mi się spodobało i zachęciło do tego, żeby odkryć miłość w pływaniu.
Nie zniechęciłaś się do sportu. Jako szesnastolatka wywalczyłaś swój pierwszy olimpijski krążek. Pamiętasz ten moment?
PW: Ojej, to był ogromny szok dla mnie! Szczególnie, że było to praktycznie 3 lata od momentu, kiedy wystartowałam w pierwszych zawodach pływackich. Pekin 2008 był pierwszą tak wielką imprezą, w której brałam udział. Jechałam tam z myślą, żeby dostać się do finału, należeć do grona najlepszych żabkarek w swojej grupie z niepełnosprawnością. W mojej głowie pojawiła się myśl, że byłoby wspaniale, jakbym zdobyła olimpijski medal, ale nie brałam jej kompletnie pod uwagę. Chciałam dobrze się bawić i wypływać jak najlepszy wynik. I tak się stało, a szło za tym zdobycie srebrnego medalu. Radość niesamowita z tego, w jak młodym wieku to się stało. Nawet nie poza bardzo rozumiałam, jak to zrobiłam, to był skok do wody, dotknięcie ściany i bach! jestem druga na tablicy wyników.
Z jakiego sportowego osiągnięcia jesteś najbardziej dumna?
PW: Najbardziej sobie cenię w swojej karierze moje dwa medale olimpijskie, srebro z Pekinu i brąz z Londynu. Każde moje zawody, sukcesy, ale i porażki czegoś mnie uczą w życiu.
Czy miałaś chwile zwątpienia, chciałaś odpocząć, złapać oddech, zająć się czymś innym?
PW: Oczywiście! Był taki moment, kiedy miałam 13 lat i zaczynałam swoją przygodę z pływaniem, a także po igrzyskach w Londynie. Miałam po prostu dość pływania, bardzo go nie lubiłam, wręcz nienawidziłam. Cieszyłam się z brązowego medalu, ale chciałam odsapnąć. Zaczęłam wtedy studia na Akademii Sztuki na kierunku architektura wnętrz. Skupiłam się tylko na nauce, odepchnęłam sport na dalszy plan. Niestety wiązało się to z tym, że przybyło mi kilka kilogramów. Zaczęłam się źle ze sobą czuć, było mi bardzo ciężko wrócić do systemu pływania. Myślę, że mogło to zawiać nawet lekką depresją. Na szczęście w odpowiednim czasie zaczęłam myśleć też o innych rzeczach niż pływanie, czyli treningu na siłowni. Zaczęła się rodzić myśl, żeby zostać trenerem. Oczywiście pływanie było obecne w moim życiu, ale nie tak na 100 procent. Pełen powrót nastąpił na kilka miesięcy przed igrzyskami w Rio. Na Mistrzostwach Europy zdobyłam dwa srebrne medale i znowu załapałam zajawkę, żeby tę dyscyplinę trenować.
Twoje studia zupełnie odbiegają od sportowej pasji – skąd taka rozbieżność?
PW: Nie byłam w żadnej szkole plastycznej, ale zawsze lubiłam wszystko, co było związane z rysowaniem i malowaniem. Moją pierwszą myślą po zdaniu matury była dietetyka, ale bliskie koleżanki moich rodziców namówiły mnie, żeby spróbowała wystartować w egzaminach wstępnych na architekturę, o której zawsze marzyłam. Faktycznie tak do tego podeszłam, i wprawdzie na ostatnim miejscu, ale dostałam się. Uznałam to za znak, że mam podjąć tę walkę. Zresztą mój dziadek, którego niestety nie poznałam, był architektem i projektował mosty. Może więc to rodzinne.
A wracając do sportu, co jest dla Ciebie w nim najtrudniejsze?
PW: Odkrywam w ostatnim czasie, że brakuje mi cierpliwości, jestem strasznie wymagająca, jeśli chodzi o siebie. W stosunku do innych jestem mega cierpliwa, potrafię tłumaczyć dziesięć tysięcy razy z uśmiechem na twarzy. Jestem trochę perfekcjonistką, która jak coś pójdzie nie tak, to musiałabym użyć bardzo brzydkich słów, jak się wtedy czuję.
Paraolimpijczykom chyba nie jest łatwiej od sportowców pełnosprawnych uprawiać dziedzinę sportu, w której się specjalizują. Mniejsze pieniądze, popularność, słabsze zainteresowanie mediów. Jak postrzegasz tę sytuację?
PW: Dokładnie właśnie tak to postrzegam. Nie jestem jakoś specjalnie zła, bo taka jest nasza polska mentalność. Inaczej patrzymy na osoby niepełnosprawne, widzę to po ludziach, chociażby pracując na siłowni jako trener. To przykre, patrząc pod tym względem na Brazylijczyków, Holendrów czy Brytyjczyków, gdzie dla nich sport paraolimpijski jest na równi, jak nie lepiej postrzegany niż sport pełnosprawnych osób. Patrząc z biegiem czasu, moja kariera w kadrze narodowej trwa już ponad 10 lat, to się zmienia. Wszystko idzie ku lepszemu. Kiedyś w ogóle nie było mowy, żeby igrzyska w Pekinie były relacjonowane w telewizji. Igrzyska w Rio były transmitowane w małej części, ale to już było coś.
To prawda, są to mniejsze pieniądze, wiele czasu nawet robiłam to charytatywnie, z myślą, że po prostu kocham i chcę pływać. Zdobywam medale, ale czasami nie spełniam kryteriów stypendialnych i wtedy nie dostaję nagrody. Podchodzę więc do sportu, jak do miłości, biorę wszystko na klatę i realizuję. Z taką myślą tworzyłam swój profil na Facebooku. Dostaję dużo wiadomości od osób, które dostrzegają, zaczynają się interesować sportem paraolimpijskim. Niosę misję, żeby nie tylko zdobywać medale, ale też rozpowszechniać niepełnosprawnych sportowców, jak tylko się da.
Jak sobie radzisz w codziennych czynnościach? Sprawiają Ci jeszcze problemy, czy wszystko masz już opanowane do perfekcji?
PW: Nie ma takiej czynności, z którą bym sobie nie poradziła. Dziś zdaję sobie z tego sprawę, że to przede wszystkim dzięki moim rodzicom, którzy nie robili wszystkiego za mnie, tylko cierpliwie czekali jak ja sobie poradzę, nakreślając jakąś drogę, ale nie dając konkretnego rozwiązania. Jedyne, czego mogę naprawdę żałować, to że nie mogę jeździć na motorze. W tej kwestii brakuje mi trochę mojej ręki, chociaż podejrzewam, że jakbym się uparła, to znalazłabym sposób, żeby zrobić prawo jazdy. Może to i lepiej, że nie jeżdżę, bo jest to mimo wszystko trochę niebezpieczne.
Masz jakiś sposób na motywację? W końcu każdy ma słabsze momenty.
PW: Przychodzą mi do głowy takie słowa: demotywacja jest po to, żebyśmy zrobili jeden krok w tył, a później mogli zrobić dwa kroki w przód. Czasami może być tych kroków więcej. Według mnie ważna jest wewnętrzna rozmowa z samym sobą. Często taką rozmowę przeprowadzam, jestem człowiekiem, który bardzo dużo rozmyśla. Potrzebuję też tego, żeby ktoś przedstawił mi daną sytuację z innej strony, wtedy rozmawiam z moimi najbliższymi. Przede wszystkim myślę, że wszystkie „głupoty” wychodzą z głowy, kiedy porządnie się zmęczymy poprzez wysiłek fizyczny. Pomyślimy, o tym, co już zrealizowaliśmy fajnego w życiu. Napędzimy się, że jednak nie jesteśmy do kitu. Skoro nam dobrze idzie to po coś jest ta chwilowa przerwa, demotywacja, żeby usiąść na tyłku, zastanowić się, i ruszyć z nowym powerem. Zauważam, że na innych ludzi działa też uśmiech. Czasem robię sobie mały challenge, kiedy widzę, że ktoś przychodzi z kwaśną miną na siłownię, wiadomo, że przeżywamy różne rzeczy przez cały dzień. Wystarczy się uśmiechnąć i powiedzieć: „Dzień dobry”, albo życzyć miłego dnia. I od razu taka osoba się uśmiecha. Pozytywne podejście, nawet do przeciwności losu, jest najlepszą motywacją.
Dziękujemy za rozmowę! Życzymy samych sukcesów.